Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/605

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żony, bez dzieci, bez miłości i radości, w udręczeniu wieść dalsze życie.
Do rąk Martineza przylgnęła krew — dla tego nie śmiał nigdy wznieść tych rąk do nieba; — stary Martinez klęczał w swojej chacie każdego wieczoru i poranku tuż przed krucyfiksem, ale modląc się wznosił tylko oczy w górę.
Wszystko, co go otaczało, przyrządził sobie sam jako rzeczy najpotrzebniejsze, a strażnicy wielkiego, królewskiego lasu nie przeszkadzali pustelnikowi, nie pytali go o nic, pozostawiali w pokoju poważnego Martineza i nie napastowali jego chatki, jeżeli się zaś z nim na drodze spotkali, zawsze witali go pobożnem pozdrowieniem.
Oprócz tych nadzorców nikt inny nie zwiedzał pustyni, tak że samotnik znalazł tu spokój, szukany po ucieczce z miejskiego zamętu, w zamiarze pokutowania i modlenia się.
Długie lata spędził spokojnie w tej samotni — włosy mu wyszły — broda posiwiała — ale w duszy było jeszcze zawsze wiele żalu i udręczenia.
Wtedy, przed kilku laty, podczas srogiej nocnej burzy, gdy piorun z trzaskiem i hukiem obalał i rozrywał leśne drzewa, a burza tylko co nie zniszczyła chatki samotnika jak budkę z kart, stary Martinez padł przed krucyfiksem na kolana.
— Jezus Marya! jęczał, bo dusza jego obawiała się za« grobowych sądów: grzech który popełniłem, jeszcze nieodpokutowany; dozwól mi Panie modlić się, zeszłej mi co, abym miał sposobność popełnienia dobrego czynu, aby mnie nie czekał ogień czyśćcowy.
Stary modlił się serdecznie — piorun oszczędził jego drzewa — burza uspokoiła się.
Trzeciego dnia potem ukazały się przed chatką pustel-