Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/553

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopiero, bankiet dla ciebie! mówił Józef gotując się do odejścia. Ach! prawda, jeszcze jedno! No, ale ona zabroniła nazywać cię tem nazwiskiem. Usłyszysz od tej Aji, coś tak strasznie przyjemnego, że ci aż serce zadrży. Jeszcze raz życzę ci wesołej zabawy. Ha, ha, ha.
Józef odszedł i zniknął po chwili w jednej z bocznych brudnych uliczek, wiodących na Prado Bermudez. Azzo stał długo patrząc za nim.
— Że aż mi serce zadrży... Zapewne miał na myśli Henrykę? mówił sam do siebie. Nie potrzeba więc zwlekać. Muszę wyostrzyć sztylet, którego zapewne użyję. Ten szatan pewno mi teraz nie ujdzie.
Azzo szedł powoli ulicami pogrążonemi w ciemnościach aż do rogatek, a potem udał się drogą wiodącą do osady Aranjuez. Nie potrzebował się śpieszyć: dopiero za trzy dni miało nastąpić spotkanie, a od Aranjuezu był niedaleko[1].
Trzeciego dnia powolnej podróży, zobaczył Aranjuez, który ze swemi ogrodami, palmowemi i oliwnemi laskami wygląda jak oaza wśród pustyni. Znajdujący się tam wspaniały pałac królewski, który później odwiedzimy, sprawił, że to rozkoszne miejsce jakby wyrosło wśród piasków zalegających całą drogę od Madrytu do Aranjuezu.
Już wieczór zapadł, kiedy Azzo obszedłszy zamek i park królewski, obaczył leżący niedaleko stamtąd w dolinie klasztor. Na krańcu wysokich, ponurych murów klasztornych, znajdował się pośród starych, cienistych drzew na wpół zrujnowany mur czerwony: było to umówione miejsce, w którem cygan miał się zejść ze straszliwą Ają.

Azzo położył się na pobliskim wzgórku, tak, że nie będąc sam przez nikogo widziany, mógł wszystko śledzić co

  1. Osada Aranjuez, jest niby jednam z przedmieść Madrytu i druga rezydencję królów hiszpańskich.