Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po stopniu powozu, ale raniony miał jeszcze tyle siły, że szybko wymierzył szpadę przeciw ukrytemu nieprzyjacielowi i cofnął się.
— Szelma! — zawołał lokaj Franciszka i na oślep wołał we wnętrzu powozu: — czy ci jeszcze za mało? Masz tu resztę!
Trafiony Józef, stoczył się tyłem z powozu na drogę, a Franciszek zraniwszy jednego przeciwnika, szybkiem natarciem odparł innych o kilka kroków w tył, aż nareszcie obaj woleli powierzyć się opiece drzew, i stamtąd nabiwszy broń na nowo, zamierzali dać ognia do Franciszka.
Lecz on nie miał zamiaru czekać na to i przedłużać walkę z rabusiami, którzy konie swoje u drzew uwiązali.
— Dosyć tego! rzekł do służącego, który szukał Józefa, aby mu dać resztę; bież się do koni i ruszajmy!
Franciszek wsiadł do powozu, lokaj wskoczył na kozieł i dziwił się, że stangret nie popędza koni; dopiero teraz spostrzegł, że siedzi obok niego nieżywy z głową na piersi zwieszoną. Ów łotr z wnętrza powozu przebił mu sztyletem plecy aż do serca, tak, że raniony na koźle ducha wyzionął.
Lokaj więc ujął cugle, które zabity trzymał jeszcze w palcach, a konie z powozem pędem strzały pobiegły po leśnej drodze.
Franciszek jeszcze przez kilka chwil słyszał tętent kopyt koni dwóch pozostałych nieprzyjaciół, którzy wskoczyli na koń i jeszcze pędzili za powozem.
Ale tętent stawał się coraz słabszy, jeszcze padły wymierzone wśród nocy ku jadącym dwa strzały, a wreszcie najęte przez Józefa łotry musiały zaniechać dalszego ścigania, bo na swoich stępakach wybornych rumaków księcia de la Torre dopędzić nie mogli.
Nazajutrz Franciszek po dłuższej nieobecności wrócił