Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nierad podobnie jak jego towarzysz przez wprawniejszego od siebie szermierza być na drugi świat wyprawionym, cofnął się, przywołując na pomoc swoich towarzyszy z lokajem walczących.
Franciszek postrzegł, iż rzeczywiście jeden z nich zbliżał się; ale spostrzegł także, że Józef otworzył drzwi powozu, i miał zamiar uderzyć nań z tyłu.
— Do mnie! — zawołał na służącego.
Ale ten pierw doskonale pchnął w piersi jednego napastnika, i pośpieszył na pomoc przypartemu księciu, który jak lew walczył z dwoma nacierającymi nań łotrami.
— Zasłoń mi plecy! — szepnął; — już sobie z nimi dam radę!
Lokaj teraz także spostrzegł, iż z tyłu zbliża się jakaś pochylona ciemna postać.
— Czekaj, łajdaku, — powiedział po cichu, — ja ci zagaszę dzienne światło pierw nim o tem pomyślisz!
Kiedy Franciszek niezmordowanie bronił się przeciw dwom nacierającym nań rabusiom, i kiedy nieraz mu groziło niebezpieczeństwo upadku przez stąpanie i potykanie się na ciałach zabitych, jego służący stanął tuż przy drzwiczkach powozu i czekał, aż Józef, bo brata swojego pana poznać nie mógł, otworzy je ze środka, by z tyłu napaść na księcia.
Ale jak to Franciszek przewidział, Józef miał przedewszystkiem we wnętrzu powozu inny jeszcze ważniejszy interes.
Lokaj usłyszał, że na koźle powozu wydano przytłumione przekleństwo.
Dopiero wtedy otworzyły się po cichu drzwiczki i pokazała się okryta śpiczastym liiszpańskim kapeluszem głowa łotra, który niezawodnie z wnętrza powozu napadł na stangreta. Lokaj Franciszka zadał mu cios.
Dał się słyszeć przeraźliwy wrzask, krew polała się