Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomrokę łatwo przejrzała, bo oczy jej przywykły już były do ciemności.
Po za krzakami, pełzając skradał się do czarnego pawilonu jakiś człowiek. Serce Henryki mocniej uderzyło — głuchy okrzyk wybiegł z jej ust — zbliżający się był to Józef, poznała jego lisią twarz.
We dwoje zgięta umykała pod zasłoną drzew coraz dalej, przez park aż do otworu, na otwarte pole wiodącego, wzburzonej jej wyobraźni zdawało się, że słyszy ścigające ją kroki — wytężywszy zatem ostatnie siły swoje biegła przelękła i ścigana, tuląc dziecię do piersi. Białe jej okrycie wśród porannego pomroku powiewało jak szata widma, a długie rozpuszczone włosy nadziemski pozór nadawały jej postaci — i zdążała coraz dalej, dalej, jakby gnana przez furje, jakby ścigana przez Don Józefa, którego kroki, szkaradny, tryumfujący śmiech słyszeć mniemała.
Nakoniec dostała się do rozległego, gęstego lasu Bedoi, w którym jak twierdził Barradas, pozostawił swoje zgrozą przejmujące ślady — szła śpiesznie pomiędzy drzewami, nie bacząc, że cierniste krzaki rozdzierają jej ręce i odzież.
Gdy nakoniec do ostatka wyczerpane siły opuściły ją — osłabła i padła wpośród kwiecia i gałęzi lasu, nad którym rozpościerał się pierwszy drżący promień słońca. Piękne, ale śmiertelnie blade jej oblicze spoczęło na zielonych poduszkach liściowych, daleko od drogi, w rozległym, bezludnym lesie, który z uroczystą ciszą jak świątynia boża, rozpostarł nad nią i nad dzieckiem swój dach opiekuńczy.
Kiedy po odjeździe gości Don Józef uznał, że nadeszła stosowna chwila, w której nakoniec będzie mógł zadosyć uczynić swojej nieposkromionej żądzy znęcania się nad piękną Henryką, powlókł się on ostrożnie przez park