Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dajmy do tego widne w dali, przy niepewnem świetle, części zwalisk Teby i inne zębate powyłupywane mury.
Obaj jeźdźcy skierowali swoje konie wprost do tych murów, i zdawało się, że sprowadza ich tam jakiś cel tajemniczy.
— Spojrzyj-no tam, hrabio Munosina, przemówił jadący przodem don, bo obaj byli nimi bez wątpienia: wszak to jakieś dziecko, jakaś ludzka istota, stoi tam skulona w pobliżu drugiego muru?
— Przebacz, szlachetny panie, odpowiedział drugi jeździec, tylko co hrabią Munosiną nazwany: zdaje mi się, że to skrzywiona, skarłowaciała palma, która stąd widziana, wygląda zupełnie jak skulony człowiek!
— Podejdźmy bliżej, wszak z drogi nie zboczymy! Zawsze jeździliśmy przez las do zwalisk Teby i nie mieliśmy nigdy sposobności przypatrzyć się zjawiskom z tej strony, ale nie dowierzam zupełnie twoim słowom, hrabio Munosina.
To co obaj jeźdźcy spostrzegli w pobliżu muru oświetlonego niepewnym blaskiem księżyca, rzeczywiście w takiej odległości dziwne wywierało wrażenie.
Kto się zbliżał do zwalisk Teby, napotykał najprzód kupę olbrzymich kamieni, słupów, kamiennych stopni, wysoko w pośród gruzów i wapna nagromadzonych.
Tę pustą kupę w jednem miejscu zasłaniał wyższy, to znowu dalej rozszarpany mur niezwykłej grubości, na którym można jeszcze było dostrzedz ślady bogatych sztukaterji, przy oknach i drzwiach wchodowych.
W wielkiej odległości od tej pierwszej części zwalisk, znajdowano olbrzymie szczątki starego maurytańskiego zamku. W wielu jeszcze miejscach trzymały się ściany na dwadzieścia stóp wysokie, u góry zębate i poszczerbione, nietylko przez burzące machiny, ale nadto