Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Okropna chwila dla słabej kobiety, która pozbawiona pomocy, otoczona ciemnością, nagle ujrzała się naprzeciw niewidzialnego, skurczonego i przyczajonego nieprzyjaciela...
Czyżby Azzo miał tu strzedz jej kroków?
To była rzecz niemożliwa, bo we własnym pałacu nie byłby się wciskał w kąty.
— Tyżeś to, piękna gołąbko? — wyrzekł z nagła jakiś głos, który przestraszył Henrykę i zachwiał nią aż do głębi... Nie mogła pojąć jakim sposobem nastąpiło to spotkanie... mniemała, że się stała igraszką jakiejś haniebnej pomyłki...
Ale głowa pod jej ręką wyprostowała się i podniosła...
Henryka czuła tylko, że traci zmysły, że jej członki drżą...
— Józef — zaledwie wyrzekła zesztywniałemi ustami, i samotna padła wśród ciemności bezprzytomna na ręce strasznego prześladowcy.
— A więc nakoniec jesteś moją, biała gołąbko, zupełnie moją!... O! ty wiesz dobrze jak cię pożądam!
W tej chwili usłyszano, że ktoś nadchodzi. Józef zatrzymał się na schodach ze swoim łupem... ktoś szedł korytarzem poniżej stopni.
— Kto tu przemówił? — zawołał głos z dołu.
Józef namyślał się, co mu wypada czynić; pragnął wiedzieć, kto był ten przeklęty, który mu w tej przyjaznej chwili przeszkadzał... zgrzytnął zębami i chciał rzecz do tego doprowadzić, by mógł w ciemności ujść od nadchodzącego, lecz ten wydobył pałasz i zawołał:
— Odpowiedzi żądam, kto tu dopiero przemówił?
Po twarzy Józefa przebiegł szatański uśmiech... nie mylił się: stojący na dole był to... jego brat!
— O co pytasz i czego chcesz, chłopcze? — zawołał nagle, złożył Henrykę na schodach, z wielką szybkością