Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków znalazł się w rozległej przestrzeni napełnionej niebieskiem powietrzem; usiłował wzrokiem przeniknąć cudowną, nęcącą barwę, która go otaczała; zdysząły przebiegał po niej, trafił na zimny kamień, mający podobnież niebieską barwę i święcący jak matowy kryształ; obejrzał się, wszędzie gdzie padło jego oko, było błękitne niebo, a nawet droga, po której szedł, była zakryta!
Serrano czuł, że jakiś dreszcz przebiega po jego rozgrzanych członkach; mniemał, że marzy; zdało mu się, że jakieś piękne zwodnicze mamidło przeniosło go do jakiegoś labiryntu, w którym drogi nie znajdzie, w którym szukał, ale sam siebie zgubił.
— Henryko! Czyś to ty rzeczywiście była, coś mi się ukazała? A więc daj mi znak jaki! zawołał tak głośno, że słowa jego z hukiem odbiły się od niebiesko świecących ścian.
Żadnej odpowiedzi.
Po utrudzających poszukiwaniach, wynalazł nakoniec przejście, którem zdawało mu się, że wszedł i chciał teraz powrócić do kolumnowej rotundy, aby stamtąd dostać się na zewnątrz domu.
Franciszek Serrano kroczył przez coraz to nowe przejścia, potem znowu przez te same; nie znalazł wcale owych kolumn. Nakoniec przez jakieś ciągle w koło obracające się drzwi, dostał się do ciemnej przestrzeni, macał po ścianach; nagle usłyszał jakiś głos, szepczący, który zachwiał nim w pośród otaczającej go nocy. Stanął nasłuchując: musiał się zapewne mylić, bo jakżeby ów okrutnik, o którym wiedział że umarł, mógł się ukazać znowu tutaj, gdzie on spodziewał się zbliżyć do swojej Henryki?
Franciszek Serrano zwątpił o własnych zmysłach; mniemał, że dostał się do jakiegoś zaczarowanego pałacu, w którym rozmaitego rodzaju strachy broniły mu przystępu do tak blisko przebywającej kochanki!