Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z góry spadało, mnicha żebraka; twarz jego była głodem strawiona, a podczas gdy prawą ręką pomiędzy lud rozrzucał srebrniki, lewą z upragnieniem wyciągał po kawałek chleba, który mu obca dłoń podawała.

To był ślub ubóstwa.

Obraz ten jakby czarodziejską sztuką znikł znowu niespodzianie, i natychmiast znowu czarna noc pokryła miejsce, na którem tylko co stał przed nim żywy mnich.
Znowu padł z góry promień światła, jakiś pater z gniewnie wyciągniętą ręką stał przed mnichem do połowy zamurowanym. Skazany pokornie spuścił wzrok i bez szemrania znosił straszliwą karę okropnej śmierci.

To był ślub posłuszeństwa.

Claret drżąc przypatrywał się, ale wnet otoczyła go ta sama co pierwej nieprzejrzana noc.
Jakim sposobem powstawały te czarodziejskie zjawiska, które przestraszony mnich widział tak blisko przed sobą, że ich prawie rękami mógł dotykać? Wprawdzie słyszał on często o tajemniczych cudach i karach pałacu inkwizycji, ale wstęp do nich nie tak łatwo każdemu dominikanowi był dozwolony; jednak poselstwo od ojca Rosy do Mateusza i Antoniego, otworzyło przed nim zamknięte drzwi cudownego i straszliwego domu.
Claret ujrzał że jasny, oślepiający promień jeszcze raz spada z góry, lecz przed nim stanęła jakby żywa statua, jak marmurowy obraz, w który życie tchnięto, naga przecudna kobieta. Zdziwiony mnich zasłoniwszy się rękami przed wabiącym pięknym obrazem, cofnął się w tył jakby chciał zawołać: „Precz odemnie kusicielko!“
A jednak ciekawie i z upodobaniem spojrzał na koronę stworzenia, stojącą przed nim w wykończonych kształtach, oświetloną promieniem, który zapewne słońcu oderwano, tak był złoto-jasny, tak rozwidniał piękną, przedstawioną mu postać Junony. Otworzyła rozszerzyła ramiona, jakby go