Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Masz więc zamiar stoczyć z nimi otwartą walkę? spytał Olozaga, mimowolnie poglądając po Primie, Serranie i po sobie, jakby chciał powiedzieć: nas jest trzech przeciw pięćdziesięciu; czy myślisz, że ci dobrowolnie wydadzą owego Józefa i porwaną Henrykę? albo może przypuszczasz, że po tych łowach nic nie wskórawszy potrafimy powrócić do domu?
— Don Salustyuszu Olozago, kapitanie gwardji królowej, czy znowu domysły?
— Ja myślę tylko, że śmiałe czyny nie zawsze się udają, półgłosem odparł Olozaga, i że ów Józef, skoro nas ją, półgłosem dparł Olozaga, i że ów Józef, skoro nas w swoją moc dostanie, to jutro albo jeszcze i dzisiaj, tak jak jesteśmy, rozstrzelać nas każę!
— Odwrót jest równie niebezpieczny jak otwarta walka! Mamy wyborną pozycję i w każdym razie lepiej nam tutaj jak tam w tej pułapce na skałach. Baczność, cel! zakomenderował Prim, ognia!
Z trzech strzelb wypadł jakby jeden strzał, a na dole pokazało się, że trzej oficerowie królewskiej gwardji, byli to dzielni strzelcy; koń Józefa oraz konie obu innych oficerów wspięły się i padły, każdy zwierz tak według przepisów doskonale trafiony był kulą w głowę, jakby kto w tarczę strzelał!
Między karlistami dał się słyszeć wściekły krzyk i zamieszanie, bo w pierwszej chwili nie poznali skąd pochodzi tak nagły napad; ale wkrótce Józef, którego bladą twarz i straszną rudą brodę dzień rozjaśnił, wskazał na pagórek, na którym stali trzej przyjaciele, kładąc przed sobą pistolety i nabijając strzelby.
Odpowiedziano im kilku strzałami, ale kule obiły się o wierzchołki gór, albo gwiżdżąc przeleciały po nad ich głowami.
— Panowie! nigdy w życiu wyborniejszej pozycji nie