Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chującego pana, i zaledwie mogąc utrzymać zniecierpliwionego konia, pędził pomiędzy nieco teraz rzadszemi drzewami, przez które wkrótce przebiło się pierwsze poranne światło. Strzały ucichły, ale stary Domingo z prawdziwą radością przekonał się, że kierunek, w którym się udał, przybliża go coraz bardziej do placu boju. Jego pana, Don Franciszka Serrany, nie było widać; być może, iż udał się więcej w głąb lasu.
Tak pędząc, coraz dalej nad brzegiem Manzanaresu, stary Domingo ujrzał nagle w niewielkiem oddaleniu otwarte miejsce lasu, które jako nieco wyżej leżące mogło zapewniać jakiś widok. Wskoczył więc na pagórek, leżący tuż nad korytem bystrej rzeki, i rzucił wzrokiem na drugi jej brzeg.
Z ust jego wyrwał się krzyk. Dostrzegł w krzakach po drugiej stronie jakąś czającą się postać, która go trwogą przejęła: jakiś człowiek z dziką żądzą odbijającą się na pożeranej namiętnością twarzy, rzucał się na bezbronną ofiarę. Człowiekiem tym był Józef: ruda broda i blade lica z szatańsko błyszczącym wzrokiem nie pozostawiały żadnej pod tym względem wątpliwości. Józef nachylił się do jakiejś istoty, która obok niego na mchu leżała; była to kobieta. Domingo widział to wyraźnie przy jasnem świetle porannem, a przy niej dziecię.
Przeraźliwie krzyknął, straszny domysł wstrząsnął nim całym, podskoczył aż na sam stromy brzeg, a oczy słupem mu stanęły. Ofiarą, na którą czyhał Józef, jak dziki do śmiertelnego skoku szykujący się zwierz, była Henryka i jej dziecko.
Okrutnik spojrzał, spostrzegł, że go ktoś śledzi i że mu przeszkadza. Poznał Dominga i z przekleństwem przyłożył strzelbę do twarzy, proch błysł, strzał wypadł. Domingo uczuł kulę w piersi.
Wszystko to było dziełem jednej chwili.