Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na czarną duszę Józefa, że się głośno roześmiał, a karliści ze zdziwieniem spojrzeli na swojego czarno ubranego przywódcę.
— Rozdzielcie się tam na drodze w zaroślach tego wzgórza, rozkazał. Roza niech zaprowadzi konie w gąszcz lasu, aby nikt w dzień nie natrafił na nasz ślad. Za nadejściem wieczoru znowu do was wrócę: wtedy będziecie mieli robotę, a Don Józef nieźle wam zapłaci.
Obrzydłe postaci na znak gotowości wydały wrzaskliwy okrzyk i powiały kapeluszami.
— Nasz przywódca, Don Józef, to człowiek honoru, niech żyje Don Józef! zawołali, a tymczasem butelka pilniej między nimi krążyła.
— Nie wrzeszczeć, kruki, i nie upić się, bo na noc potrzebna odwaga i rozum! mówił do nich Józef i czekał, aż spełnią jego rozkazy; potem znikł w gęstym, prastarym lesie, w kierunku, w którym udali się cygani, dla palącego gorąca, szukający orzeźwiającego głębokiego cienia. Tylko raz krótki wypoczęli, aby przyjąć ubogi posiłek, t. j. chleb z czystą wodą ze źródła, przy którem obozowali, potem ruszyli w dalszą drogę. Dostali się nad brzeg wąskiej, bystro z góry spadającej rzeki Manzanares, która, jak wiemy, w spokojniejszym już biegu, przepływała także i Madryt. Wędrowali po jej dziko drzewami zarosłem wybrzeżu, już to tuż przy szumiącej, tu i ówdzie z góry spadającej i błotnisto rozlewającej się wodzie, już nieprzejrzaną gęstwiną od niej oddzieloną.
Za nadejściem wieczoru, król cyganów kazał zatrzymać się w jaśniejszem miejscu lasu i przygotować na noc obozowisko, a podczas gdy kobiety rozpalały ogień, dla ugotowania przy nim wieczerzy, niektórzy członkowie bandy udali się w głąb lasu dla przyniesienia zwierzyny. W dali kilka razy głucho strzelili i wrócili do obozu, przynosząc dostateczną ilość dzikiego ptactwa, znanego sobie