Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tygodnia pisałem do ojca, prosząc go o przebaczenie. Nie taiłem najmniejszej okoliczności; a gdzie jest szczerość, tam litość i pomoc się znajdzie. Żegnam cię, Maurycy! Widzimy się dziś i nigdy się więcej nie zobaczymy. Poczta nadeszła — przebaczenie ojcowskie jest w murach miasta.

Ciż, Szwajcer, Grim, Roller, Szufterle, Racman.

Roller. Wiecie, że się o nas wypytują?
Grim. Ani minuty pewni nie jesteśmy, żeby nas nie ujęto.
Karol. Mnie to nie dziwi. Niech co chce się dzieje! Nie widzieliście Szwarca przypadkiem? Nie mówił wam czasem o liście do mnie?
Roller. Coś podobnego być musi, bo cię dawno już szuka.
Karol. Gdzie on jest? Gdzie, gdzie? Chce odchodzić.
Roller. Czekaj! Myśmy go tu przyzwali. Ty drżysz?
Karol. Nie, i dlaczegóż miałbym drżeć? Ten list... cieszcie się ze mną. Jestem najszczęśliwszy z ludzi — dlaczegóż miałbym drżeć?

Ciż, Szwarc.

Karol leci naprzeciw niego. Bracie, mój list, list mój dawaj!
Szwarc daje mu list, który Karol z pospiechem odpieczętowuje i czyta. Co ci jest? tyś blady jak ściana.