Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Karol. Ręka mojego brata!
Szwarc. Cóż tam Szpigelberg stroi?
Grim. Głupiec oszalał. Kręci się jak w chorobie Świętego Walentego.
Szufterle. Mózg mu się w kółko obracaj może robi wiersze.
Racman. Szpigelberg! He, Szpigelberg! Bestya nie słyszy.
Grim potrząsa go. Głupcze — czy śnisz, czy...? Szpigelberg, który przez cały ten czas w kącie poruszał ręce jakby zajęty projektami, rzuca się gwałtownie na Szwarca i krzycząc: La bourse ou la vie! porywa go za gardło. Tamten odtrąca go do ściany. Karol tymczasem rzuca list na ziemię i oddala się.
Roller biegnąc za Karolem. Moor! gdzie idziesz? Moor, co myślisz począć?
Grim. Co mu jest? Co się stało? Pobladł jak trup.
Szwajcer. Muszą tam piękne być wiadomości; Pokaż no!
Roller pozdejmuje list i czyta.
„Nieszczęśliwy bracie!“ Początek brzmi wesoło! „W krótkości muszę ci oznajmić, że twoja nadzieja była daremną; możesz iść, kazał ci ojciec powiedzieć, gdzie cię zawiodą występki twoje. Nie rób sobie nadziei, żebyś kiedykolwiek mógł u nóg jego przebaczenia wypłakać, jeżeli nie chcesz za przybyciem w najgłębszych lochach jego więzień na chlebie i wodzie dopóty zostawać, aż ci włosy w orle pióra a paznogcie w ptasie szpony porosną. To są własne jego