Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pod tobą, jeżeli moją służbę przyjąć zechcesz. Proszę cię, dostojny kapitanie, nie odprawiaj mnie.
Szwajcer. Hejże ha! Otóż nasz Roller tysiąc razy wynagrodzony. To całą gębą brat rozbójnik dla naszej bandy.
Karol. Jak się nazywasz?
Kosiński. Kosiński.
Karol. A więc, Kosiński, czy wiesz, żeś lekkomyślny i lekkomyślnie stawiasz krok swojego życia, jak jaka nierozważna dziewczyna. Tu ani piłek rzucać, ani kręgli nie będziesz zbijał, jak sobie wyobrażasz.
Kosiński. Wiem, co chcesz mówić. Prawda, że tylko dwadzieścia cztery lat liczę, ale widziałem już szable migające i słyszałem gwiżdżące kule.
Karol. Czy tak, paniczu? Toś się na to sztuki bojowej wyuczył, żebyś podróżnych za talar rozbijał, albo kobietom rozpruwał brzuchy? Idź, idź! Uciekłeś od matki dlatego, że ci rózgą pogroziła.
Szwajcer. Cóżbo u kata, kapitanie! Co sobie myślisz! Chceszże tego Herkulesa odprawić? Czy on nie wygląda, jakby zamierzał Marszałka Saskiego łyżką drewnianą za Ganges zapędzić?
Karol. Dlatego że ci się twoje błazeństwa nie udały, przychodzisz tu i łajdakiem, rozbójnikiem chcesz zostać? Zabójstwo, chłopcze! rozumiesz ty to słowo? Idziesz spać spokojnie, gdy główki