brykę, stara się fabrykować jak najprędzej, jak najwięcej i jak najtaniej; kto ma pomieszkania do wynajęcia, stara się wynajmować je jak najwięcej i jak najdrożej; kto ma grunta, stara się obrobić je jak najprędzej i wyciągnąć z nich jak najwięcej zysku. Wszyscy niejako cisną się jeden naprzód drugiego. Lecz przytem widzimy, że najczęściej bogatszy wyprzedza biedniejszych i zgartuje największe korzyści, a biedniejsi tracą. Kupiec np. chcąc sprzedać jak najwięcej swych towarów, musi je puścić jak najtaniej. Gdy puści taniej od drugich, sprzedających takie same towary, to więcej kupujących pójdzie do niego, to znaczy, inni sprzedadzą mniej, a więc stosunkowo stracą. Lecz kiedyż może on sprzedać taniej bez straty? Oczywiście wtedy, gdy wytworzenie tego towaru mniej kosztowało. Wiemy zaś, że kto wytwarza czegoś dużo naraz, temu wytworzenie taniej przychodzi, np. taniej wytwarza się maszynami jakiś przedmiot, niż rękami. A więc tylko bogatszy kapitalista, który może wytwarzać wiele towarów naraz, za pomocą maszyn itp, może sprzedawać je taniej. Przytem mając dużo towarów, on sprzedaje je w różnych miejscach i może być pewnym, że chociaż w jednym miejscu straci, to w innych zyska. Tymczasem mniejszy kapitalista tego nie może zrobić i musi ciągle tracić w takiej walce, bo chociaż on robi przy pomocy maszyn, to mając mniej towarów, wynosi je na jeden targ i straciwszy tam raz, upada zupełnie. Widzimy zatem, że przez konkurencyą większe kapitały ciągle niejako pożerają mniejsze i schodzą się w ręku coraz mniej bogaczów. Z drugiej strony i towary, przynajmniej niektóre, przez konkurencyą stają się coraz tańsze.
Tańszemi stają się, prawda, rozmaite towary (sukna, wyroby metalowe) i t. d., ale za to drożeją przedmioty najpotrzebniejsze do życia: chleb, mięso i inne pokarmy. A przytem i płaca robotnika nie zwiększa się tak prędko, jak potrzeby robotnika, i chociaż, n. p. robotnikowi przed 100 laty