Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja panience powiem, co panienka zrobi — rzekł Dick z swym promiennym uśmiechem. — Panienka utyje, a głodna będzie, jak lisiak młody, i nauczy się rozmawiać z gilem, jak ja. Będziemy mieli moc uciechy!
Począł chodzić tu i tam, spoglądając zamyślony na drzewa, mury i krzewy.
— Nie chciałbym go zrobić podobnym do ogrodu zwykłego, wymuskanego, wycackanego, przycinanego — rzekł. — Ładniejszy jest tak, z dziko rosnącemi, pnącemi się i czepiającemi siebie wzajem różami. Prawda?
— Ja nie chcę, żeby on był porządny — rzekła Mary z przestrachem. — Jakby był taki strasznie porządny, toby przestał być tajemniczy.
Dick począł gładzić swą rudą czuprynę nieco zmieszany nagle.
— Tak, to ogród tajemniczy, to pewna, — rzekł — a jednak, tak mi się zdaje, że oprócz gila jeszcze tu ktoś wchodzić musiał przez tych dziesięć lat.
— Ależ drzwi były na klucz zamknięte, i klucz pochowany — rzekła Mary. — Nikt wejść wszakże nie mógł.
— Tak, to prawda — odrzekł. — Dziwne to miejsce. Mnie się zdało, że później, niż dziesięć lat temu, tu i ówdzie obcinano tu gałęzie.
— Ale jak to możliwe? — rzekła Mary.
Dick przyglądał się gałęzi róży sztamowej i głową potrząsał.
— Tak, jak to możliwe? — wyszeptał. — Skoro drzwi były zaryglowane, a klucz pochowany.
Mary zdawało się, że jakkolwiek wiele już lat przeżyła, to jednakże nigdy nie zapomni owego pięknego ranka, kiedy jej ogród począł rosnąć. A rzeczywiście tego rana zdawało się, że zaczyna się rozwijać. Kiedy Dick począł ziemię oczyszczać