Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla panienki to bardzo zdrowo — rzekł Dick, trzęsąc głową z powagą. — Niema na świecie nic milszego, jak zapach czystej, świeżej ziemi, z wyjątkiem może świeżych, wyrastających z niej roślinek, gdy deszczyk wiosenny je skropi. Kiedy pada, to bardzo często idę na step, pod krzakiem się kładę i słucham słodkiego poszumu spadających kropli na wrzosy — i wącham a wącham. Matka mówi, że mi się koniec nosa tak rusza jak królikowi.
— A nie zaziębisz się? — pytała Mary, patrząc nań z podziwem. Nigdy w życiu nie widziała tak zabawnego chłopca, a może i tak miłego.
— Ja! zaziębić się — rzekł z zabawnym grymasem. — Nigdym jeszcze nie był zaziębiony, odkąd na świat przyszedłem. Nie wychowywali mnie na panicza. Biegałem po stepie — jak królik, czy deszcz, czy śnieg, czy słońce. Matka mówi, żem się tyle świeżego powietrza nałykał, że się już nigdy nie zaziębię. Takim zahartowany, jak stal w ogniu.
Przez cały ten czas Dick nie przestawał pracować, Mary zaś pomagała mu, grabiąc lub odrzucając chwasty.
— Ale będziemy tu mieli huk roboty! — rzekł do niej naraz rozradowany, oglądając się dokoła.
— A czy wrócisz tu, żeby mi pomóc? — prosiła Mary. — Jestem pewna, że i ja już dobrze pomóc mogę tobie. Umiem już kopać, zielska wyrywać i wszystko, co mi każesz, zrobić. Przyjdź, Dicku, przyjdź koniecznie!
— Jeżeli panienka chce, to codzień przyjdę, czy będzie deszcz, czy słońce — odparł z godnością. — To najładniejsza, najmilsza zabawa, jaką w życiu miałem — zamknięty tu i budzący się do życia tajemniczy ogród.
— Jeśli przyjdziesz, jeśli mi pomożesz naprawdę ożywić ten ogród, to ja — to ja — nie wiem, co zrobię — dokończyła bezradnie. — Cóż bowiem zrobić mogła dla takiego chłopca!