Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I pobiegłszy na środek pokoju, ujęła sznur w obie ręce, a przerzucając go, poczęła skakać, skakać, skakać, podczas gdy Mary jej się przyglądała, a dziwne twarze z starych portretów zdawały się też na nią patrzeć i dziwić, jak ta mała wieśniaczka śmie im tu pod nosem tańczyć. Lecz Marta nawet nie spojrzała na nich. Zainteresowanie i ciekawość, malujące się na twarzyczce panny Mary, podniecały ją, i skakała, i liczyła, i skakała, póki nie doliczyła do stu.
— Mogłabym jeszcze dłużej skakać — rzekła, przystając. — Jakem miała dwanaście lat, tom skakała do pięciuset, ale nie byłam taka tęga, jak teraz, i miałam więcej wprawy.
Mary wstała z krzesła, czując się strasznie podnieconą.
— Ślicznie to wygląda — rzekła. — Twoja matka jest bardzo dobra. Czy myślisz, że mogłabym i ja tak skakać?
— Właśnie, niech panienka próbuje — nalegała Marta, podając jej skakankę. — Pierwszy raz to panienka do stu nie dociągnie, ale jak się panienka wprawi, to i dalej dojdzie. Tak mówi matka i powiada: «Nic jej się lepiej nie przyda od skakanki. To najwłaściwsza zabawa dla dziecka. Niech się na świeżem powietrzu bawi i skacze — to jej wzmocni ręce i nogi, i muskuły wyrobi».
To prawda, że Mary nie miała herkulesowych sił, gdy zaczęła skakać. I nie szło jej zbyt zręcznie, ale tak jej się podobało, że jej żal było przestać.
— Niechno panienka się ubierze i idzie poskakać na dworze — rzekła Marta. — Matka mi kazała powiedzieć, żeby panienka jak najwięcej na świeżem powietrzu się bawiła, nawet choćby padało: trzeba się ciepło przyodziać i pójść.
Mary nałożyła płaszczyk i kapturek, i skakankę przerzuciła przez ramię. Otworzyła drzwi, by wyjść, lecz nagle coś sobie przypomniała i zwolna zawróciła.
— Marto — rzekła — to były twoje zarobione pieniądze. Te dwa pensy były twoją własnością. Dziękuję ci. — Powie-