Przejdź do zawartości

Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dości. A nasz Dick powiedział, że nasz dom taki śliczny, że i król mógłby w nim mieszkać.
Wieczorem usiedli dokoła komina. Marta z matką łatały podartą odzież i cerowały pończochy, a Marta opowiadała rodzeństwu o małej dziewczynce, która przybyła z Indyj, i której usługiwali «czarni» i tak za nią wszystko robili, że teraz sama nie umie pończoszek włożyć na nogi.
— O, jak oni też lubią słuchać opowiadania o panience — rzekła Marta. — Wszystko zaraz chcieli wiedzieć, i o «czarnych», i o okręcie, na którym panienka przypłynęła. Nie mogłam się dosyć naopowiadać.
Mary się zastanowiła.
— Opowiem ci jeszcze wiele różnych rzeczy przed twoją następną wychodną, żebyś miała więcej do opowiedzenia rodzeństwu — rzekła. — Myślę, że radzi będą słyszeć, jak się to jeździ na słoniach i wielbłądach, i o polowaniach na tygrysy.
— O, mój Boże! — wykrzyknęła Marta zachwycona. — A toć oni chyba głowę stracą z radości. I naprawdę panienka opowie? To będzie zupełnie tak, jakby widzieli takiego dzikiego zwierza, jakiego tu raz podobno pokazywali w York.
— Indje nie są wcale podobne do Yorkshire — rzekła Mary i zastanowiła się nad tem. — Nie pomyślałam o tem nigdy. Czy Dick i matka twoja lubią słyszeć o mnie?
— Ano Dickowi to mało oczy nawierzch nie wylazły — odparła Marta. — Ale matka to się martwi, że panienka jest tu taka samiusieńka. I mówi: «Czy to jeszcze pan nie dał jej nauczycielki, albo bony?» A ja mówię: «Nie, nie dał, choć pani Medlock mówi, że da, jak o tem pomyśli, ale też mówi, że może być, że i za trzy lata nie pomyśli o tem».
— Nie chcę nauczycielki — ostro rzuciła Mary.
— Ale matka mówi, że panienka już się powinna uczyć i mieć kogoś, coby na panienkę uważał, i powiada: «A ty sobie pomyśl, jakby ci było w takim ogromnym pustym domu