Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —

— Komisarzowi do spraw śledczych.
— Ja powiedziałem. Stróże nie poszli wtedy, to ja sam poszedłem.
— Dzisiaj?
— Na chwilkę przed panem. I wszystko słyszałem, wszystko, jak on pana dręczył.
— Gdzie? Co? Kiedy?
— A no tam, za przepierzeniem, siedziałem przez cały czas.
— Jakto? Więc to wyście byli tą niespodzianką? Jakże się to stało?
— Ano widząc — zaczął mieszczanin — że stróże na moje słowa iść nie chcą, bo, mówią, późno już, jeszcze się pogniewają na nich, że nie przyszli w swoją porę, przykro mi się zrobiło, nie spałem, jenom jął badać. A przewiedziawszy się wczoraj, dziś poszedłem. Raz przyszedłem, jego nie było, za godzinę przyszedłem, nie przyjął, dopiero przyszedłem trzeci raz, wpuścili mnie. Jąłem mu opowiadać jak i co, i tak ci zaczął po pokoju szmygać i bić się pięścią w piersi. „Co wy rozbójnicy, powiada, robicie ze mną? Gdybym ja był wiedział o tem, tobym go tu z konwojem zapotrzebował!“. Potem wybiegł, zawołał kogoś i zaczął z nim mówić w kącie, a potem znowu przypadł do mnie i zaczął się pytać i kląć. Wymyślał strasznie; a ja mu to wszystko powiedziałem, i mówiłem, że na moje wczorajsze słowa paneś mi nic nie odpowiedział i żeś mnie pan nie poznał. I znowu zaczął latać i bić się w piersi i gniewał się i rzucał, a kiedy mu pana zameldoli, no, powiada, właź no tu za przepierzenie, siedź i nie ruszaj się, cobyś nie usłyszał, i sam mi podał krzesło i zamknął mnie; może, powiada, ja cię wywołam. A gdy przyprowadzono Mikołaja, wyprowadził mnie zaraz po panu: ja cię, mówi, jeszcze zawołam i będę badał...
— A Mikołaja wybadywał przy tobie?
— Jak pana wyprowadził i mnie, dopiero się zabrał do Mikołaja.
Mieszczanin zatrzymał się i znowu zrobił pokłon aż do samej ziemi.
— Za obmowę i złość moją daruj mi pan.
— Niech ci Bóg przebaczy — odparł Raskolnikow.
I zaledwie to powiedział, mieszczanin skłonił mu się