Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —

— Co to takiego? — zawołał Raskolnikow.w.
— Winowaty — cicho wymówił człowiek.
— Jakto? Co?
— Miałem złe myśli.
Spojrzeli na siebie.
— Przykro bo człowiekowi. Kiedy to pan przychodził może trochę podchmielony, i kiedy pan stróży zapraszał do cyrkułu i o krew się pytał, to mnie aż podniosło, że pana tak puścili i wzięli za pijanego. I tak mi przykro było, żem niedosypiał. A zapamiętawszy adres, przychodziłem tu wczoraj i pytałem...
— Kto przychodził? — przerwał Raskolnikow, zaczynając pojmować.
— Ja, to jest, obraziłem pana.
— Toście wy z tamtego domu?
— A dyć ja stałem z niemi we wrotach, czy to pan zapomniał? My bo tam mamy swój warsztat, oddawna jestem wyrobnik... do domu biorę robotę... a najbardziej przykro mi było...
I nagle Raskolnikow żywo przypomniał sobie ową scenę w bramie z przedonegdaj, tych mężczyzn i te kobiety co stali w niej oprócz stróżów. Przypomniał sobie jeden głos, radzący, ażeby go wzięto do cyrkułu. Twarzy mówiącego nie mógł zapamiętać i nawet teraz nie poznawał, ale przypominał sobie, że odpowiedział coś nawet wtedy, odwrócił się doń...
Więc to tak się rozwiązała cała owa wczorajsza zgroza. Najokropniejszą była myśl, że istotnie o mało nie zginął, o mało nie zgubił siebie dla tak błahego powodu. A więc, oprócz najmu mieszkania i rozmowy o krwi, ten człowiek nic nie mógł opowiedzieć. A więc i Porfirjusz nic nie ma, nic oprócz maligny, żadnych faktów, oprócz psychologii, która ma dwa końce, nic stanowczego. A więc, jeżeli nie będzie inych faktów (a już ich być nie powinno, nie powinno) to... to cóż mogą mu zrobić? Czem mu udowodnią, choćby go nawet zaaresztowali? A więc Parfirjusz zaledwie teraz, przed chwilą dowiedział się o mieszkaniu, a dotąd nic nie wiedział.
— To wyście powiedzieli dzisiaj Porfirjuszowi... że ja tam przychodziłem? — zawołał, uderzony nagłą myślą.
— Jakiemu Porfirjuszowi?