wszego dnia po przyjeździe, zwiedziłem masę różnych jaskiń. Po siedmiu latach to nic dziwnego. Musiałeś pan pewno zauważyć, że nie śpieszę się bynajmniej do dawnych przyjaciół i kolegów. No i jak można będzie najdłużej, wytrzymam bez nich. Wie pan, na wsi śmiertelnie i mnie dręczyły wspomnienia o tych wszystkich tajemniczych kątach i kącikach, w których, kto umie, może wiele znaleźć. Do licha! Ludzie piją, młodzież wykształcona marnieje z bezczynności na niedających się urzeczywistnić snach i mrzonkach, paczy się nawskroś teorjami; skądciś zjechali się żydzi, chowają pieniądze, a reszta oddaje się rozpuście. Trafiłem na jakiś t. zw. wieczór tańcujący straszna kloaka ( a jalubię kloaki właśnie z błocikiem), no naturalnie, kan-kan, jakiego świat nie widział i jakiego za moich czasów nie bywało. Tak, to postęp. W tem, patrzę, dziewczynka lat trzynastu, ślicznie ubrana, tańczy i z jakimś wirtuozem; drugi przed vis à vis. Pod ścianą zaś siedzi jej matka! Nie możesz pan sobie wyobrazić, co to za kankan! Dziewczynka rumieni się, zażenowana, nareszcie obraża się i zaczyna płakać. Wirtuoz chwyta ją i zaczyna nią obracać na wszystkie strony, tłum śmieje się dokoła i (lubię w takich razach waszą publiczność choćby nawet kankanową), śmieją się i krzyczą: „Słusznie, bardzo słusznie! A nie przywozić dzieci!“ Co to mnie, to mi tam wszystko jedno, czy oni się tam pocieszają logicznie czy nielogicznie. Zaraz wybrałem sobie miejsce przy owej matce i zaczynam o tem, że jestem także z prowincji, że wszyscy tu są tak nieprzywoici, że nie umieją odróżniać prawdziwych zalet i oddawać należnych hołdów; zrobiłem wzmiankę, że mam dużo pieniędzy, zaprosiłem je do swojej karety; dowiozłem do domu, poznałem się, (stoją w jakimś kącie odnajętym od lokatorów, ledwie przyjechały). Powiedziano mi, że jak matka, tak córka poczytuje sobie za zaszczyt znajomość ze mną: dowiaduję się, że nie mają nigdzie punktu oparcia i że przybyły starać się o coś w jakimś urzędzie; ofiaruję usługi, pieniądze; zapewniają mnie, że przez pomyłkę pojechały na wieczór, sądząc, że tam istotnie odbywają się lekcje tańca; oświadczam się zchęcią ułatwienia nauki panience, a mianowicie języka francuskiego i tańca. Przyjmują z zapałem, poczytują sobie za zaszczyt i znamy się dotąd... Chcesz pan, możemy pojechać, tylko nie zaraz.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/214
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 208 —