Strona:PL Feval - Garbus.djvu/613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mamy zimną krew — odpowiedzieli.
— Do licha! — zawołał Chaverny. — Sam chciałeś, kuzynie abyśmy pili! I tak też było.
Wyraz: zimna krew, miał teraz dla Gonzagi względne znaczenie. Potrzebował głów rozgrzanych, ale silnych, czerstwych ramion. Z wyjątkiem Chaverny’ego, wszyscy odpowiadali życzeniu księcia.
Gonzaga patrzył na młodego markiza z niezadowoloną miną.
— Mamy akuratnie pół godziny do rozmowy — rzekł, spojrzawszy na zegar. — Tymczasem dosyć szaleństw; mówię do ciebie, markizie.
— Nie bój się o mnie, kuzynie — odpowiedział Chaverny, który przed chwilą usiadł na nakrytym stole — dobrzeby było, żeby nikt tutaj nie był więcej pijany odemnie. Ja jestem tylko przejęty mojem położeniem, to takie proste.
— Panowie — zaczął Gonzaga — obejdziemy się bez niego, kiedy inaczej nie można. Słuchajcie: jedna młoda dziewczyna staje na drodze zawadza, rozumiecie? Wszystkim nam zawadza, gdyż nasze sprawy są razem ściśle związane; można śmiało powiedzieć, że wasza fortuna jest moją, a ja się postarałem, aby łączące nas węzły stały się prawdziwym łańcuchem.
— Pragnieniem naszem jest, aby być jak najbliżej waszej książęcej mości — rzekł Montobert.
— Zapewne, zapewne — przytwierdzono,