Strona:PL Feval - Garbus.djvu/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

garderowi, powtórzyłabym to Aurorze.
— Stwierdzam tylko fakt — przerwał Gonzaga: — nie mogę nic więcej powiedzieć. Czy myślisz, że ja jestem panem wypadków? W każdym razie przyrzekam ci, że nie będzie żadnego przymusu.
Chciał się oddalić, dona Kruz jeszcze go zatrzymała.
— Proszę was, ekscelencyo — rzekła, pozwólcie mi wrócić do niej.
— W tej chwili potrzebuję ciebie.
— Mnie? — zapytała zdziwiona.
— Mają się tutaj mówić takie rzec: których te panie nie powinny słyszeć.
— A ja?
— Ty także nie. To nie dotyczy twojej przyjaciółki. Jesteś tu i siebie, spełniaj obowiązki gospodyni domu; zabierz panie do salonu Marsa.
— Jak najchętniej posłucham waszej książęcej mości.
— Gonzaga podziękował i podszedł do stołu. Każdy chciał czytać w jego twarzy. Skinął na Nivellę, która się do niego zbliżyła.
— Widzisz to dziecko — rzekł, wskazując na donę Kruz, stojącą w drugim końcu salonu — staraj się ją zabawić i zrób tak, aby nie zwracała uwagi nato, co się tu dziać będzie.
— Wypędzasz nas, ekscelencyo?
— Za chwilę was wezwę. W małym saloniku jest strój panny młodej.
— Rozumiem, ekscelencyo. Czy dasz nam Oriola.