Strona:PL Feval - Garbus.djvu/572

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dasa przenikliwe spojrzenie. Braciszek Papoal dostał gęsiej skórki.
— Chodź no tu! — rozkazał Gonzaga.
Kokardas zbliżył się natychmiast.
— Czy umiesz czytać? — zapytał książę z gorzkim uśmiechem na ustach.
A gdy Kokardas zaczął sylabizować, książę zwrócił się do swych służalców:
— Panowie, oto najświeższe nowiny.
— Nowiny od umarłego? — zawołał Navail. Zbytek dobrego nigdy nie szkodzi.
— Co mówi nieboszczyk? — zapytał Oriol, któremu przybyło fantazyi.
— Słuchajcie, to się dowiecie. Czytaj głośno, fechmistrzu!
Otoczono kołem Kokardasa, który, jakkolwiek nie był zbyt uczony, umiał, od biedy, przeczytać z pomocą braciszka Paspoala, nie więcej zresztą od niego wprawionego w tę sztukę.
— Składaj, kochanie! — zwrócił się do niego. — Ja mam wzrok osłabiony.
Paspoal zbliżył się i obrzucił okiem kartkę papieru. Zaczerwienił się, ale tak, jak gdyby z radości; zdawało się także, że Kokardas całą siłą powstrzymywał się od śmiechu. Ale to trwało tylko jedno mgnienie oka. Trącili się łokciami i porozumieli.
— Co za historya! — zawołał niewinny Paspoal.
— Nie bój się! — Trzeba to widzieć, żeby uwierzyć! — odparł Kokardas z nachmurzoną twarzą.
— Co się stało? Co się stało! — wołano