Strona:PL Feval - Garbus.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stając się z mym towarzyszem na targu Niewiniątek, powiedziałem sobie: “Słuchaj, Kokardasie mój gołąbku, zastanów się trochę, proszę cię! Gdzie to znajdują topielców?” Ano, chodziłem od drzwi do drzwi, wtykałem nos w każdą dziurę. Czy znacie, panowie, Czarny-Łeb, tam na ulicy św. Tomasza? Tam zawsze pełno żelastwa! Około drugiej godziny oba hultaje wyszli z pod Czarnego-Łba: “Adieu, ojczyzno! — powiedziałem do nich”. “E, adieu, Kokardasie” Ja ich znam wszystkich, jak ojca i matkę. “Chodźcie no, owieczki! — mówię”. Zaprowadziłem ich do starej fosy opactwa Saint-Germain. Tam porozmawialiśmy z sobą troszeczkę: płazem, na odlew i jeszcze inaczej. Boże miłosierny! Już oni nie będą nikogo bronić na tym świecie, ani we dnie, ani w nocy.
— Jakto? Rozbroiłeś ich? Związałeś? — pytał Gonzaga, który nic nie rozumiał.
Kokardas wykonał ręką ruchy, naśladujące ciosy szpady bardzo wymowne. Potem przybrał dumną postawę i rzekł uroczystym tonem:
— He! Bałwany! Było ich tylko dwóch. A ja, korono cierniowa! połknąłem już w życiu niejednych!

V.
ZAPROSZENIE.

Paspoal patrzył na swego szlachetnego przyjaciela z zachwytem i rozczuleniem. W głę-