Strona:PL Feval - Garbus.djvu/541

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tłum. — Spieszmy sięj Spieszmy się!
Była już piąta. W tej chwili na dziedzińcu ukazali się przyjaciele Gonzagi.
— Co wasza ekscelencya chciała mi powiedzieć o Chaverny’m? — zapytał jeszcze Pejrol.
Gonzaga oddawał ukłon właśnie swym stronnikom wyniosłym i protekcyonalnym ruchem głowy. Od dnia wczorajszego urósł jeszcze w stosunku do swych pochlebców.
— Chaverny? — powtórzył z roztargnieniem. — Ach, tak Chaverny. Muszę się najpierw rozmówić z tym garbusem.
— A ta młoda dizewczyna? Czy to nie jest niebezpiecznie zostawiać ją w pawilonie?
— Bardzo niebezpiecznie. Nie zostanie tam długo. Kiedy o tem pamiętam, chęc cię uprzedzić, poczciwy Pejrolu, że będziemy dziś wieczorem jeść kolacyę u dony Kruz, będzie to poufne zebranie. Przygotuj wszystko, co potrzeba.
Dorzucił kilka stów na ucho Pejrolowi, który skłonił się, mówiąc:
— To wystarczy, ekscelencyo.
— Garbusie! — zawołał niezadowolny przekupień. — Skaczesz jak waryat! Zapomniałeś swego rzemiosła, trzeba będzie znowu wezwać Wieloryba.
Pejrol już się oddalał, gdy Gonzaga znowu go przyzwał.
— Znajdź mi zaraz Chaverny’ego — rzekł.
— Żywego lub umarłego, chcę Chaverny’ego! Garbus wstrząsnął plecami na których właśnie podpisywano.
— Jestem zmęczony — powiedział. — Oto dzwonek, potrzebuje spoczynku. Rozległ się