Strona:PL Feval - Garbus.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Księżna spuściła głowę, a twarz jej oblał rumieniec.
— Wdowa po Neversie. — powtórzył Henryk. — Kiedy zasięgnąwszy bliższych wiadomości, upewniłem się, że to było prawdą, powiedziałem sobie: Czyż podobna, aby córka Neversa miała za schronisko pałac Gonzagi?
— Panie!... — zaczęła księżna.
— Pani nie wie wielu rzeczy — przerwał Henryk. — Pani nie wie, dlaczego wiadomość o pani małżeństwie oburzyła moje sumienie tak, jak gdyby się stało jakie świętokradztwo. Pani nie wie, dlaczego sama myśl o obecności w domu Gonzagi córki tego, który w ostatniej chwili swego życia, nazwał mię bratem, wydawał mi się poprostu zniewagą jego grobu ohydnem bluźnierstwem.
— I nie wytłómaczysz mi tego panie? — zapytała księżna z ogniem w oku.
— Nie, pani. Ta nasza pierwsza i ostatnia rozmowa będzie krótką. Z żalem, ale i z rezygnacją widzę, że nie potrafimy się nigdy zrozumieć. Otóż, gdym dowiedział się owej dziwnej nowiny, zadałem sobie jeszcze inne pytanie: Znając lepiej, niż pani potęgę wrogów swej córki, zapytywałem w duchu: jakże ta, która nie umiała obronić się sama, zdoła obronić córkę?
Księżna zakryła twarz rękoma.
— Panie — zawołała głosem przerwanym łkaniem — rozdzierasz mi serce!
— Bóg widzi że nie jest to mojem pragnieniem.