Strona:PL Feval - Garbus.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumiem, że to poprostu igraszka z ogniem, wasza ekselencyo.
— Jednak jakim prawem ten garbus chce być bardziej uświadomiony niż my? Musimy to wyjaśnić. Ci, którzy obdarzeni takim sprytem, skazani są z góry na śmierć przedwczesną.
Pejrol podniósł żywo głowę. No, nareszcie książę przestał mówić po hebrajsku.
— Czy jeszcze tej nocy? — zapytał szeptem.
Właśnie zbliżyli się obaj do arkady głównej, przez którą widać było zdała wśród zieleni i świateł statuę bożka Mississipi, dokoła której tryskały fontanny oblane różnokolorowym światłem.
Z drugiego końca alei szła ku nim kobieta w czarnem domino i masce na twarzy. Prowadził ją pod rękę starzec o białych całkiem włosach.
Gdy już byli blizko arkady, Gonzaga dał znak Pejrolowi, aby się cofnąć w cień.
Kobieta i starzec przeszli koło nich, nie widząc ich wcale.
— Czyś ją poznał? — zapytał cicho Gonzaga.
— Nie odpowiedział Pejrol.
— Czy księżna pani będzie potrzebowała mych usług tej nocy? — pytał starzec.
— Za godzinę znajdzesz mię pan tutaj, w tem miejscu.
— To p. Lamoignon! — szepnął Pejrol.
Starzec skłonił się towarzyszce i zniknął w bocznej alei.