Strona:PL Feval - Garbus.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Księżna pani — mówił do Pejrola Gonzaga — ma minę, jakby nie mogła znaleźć tego, kogo szuka. Nie traćmy jej z oczu.
Zamaskowana kobieta, która była rzeczywiście księżną Gonzaga, zarzuciła na głowę kapturek od domina i skierowała kroki ku wodotryskowi.
Tymczasem tłum wpadł w nowy zachwyt: oznajmiono regenta i poczciwego p. Law, który był obecnie drugą osobą w państwie. Małego króla nie brano jeszcze w rachubę.
— Wasza ekselencya nie raczył mi odpowiedzieć — nastawał Pejrol. — Czy to, co ekselencya mówił o garbusie, stanie się jeszcze tej nocy?
— Ach czyż on naprawdę napędza ci takiego strachu?
— Gdybyś, ekselencyo słyszał go tak, jak ja dzisiaj...
— O otwierających się grobach, o upiorach i sprawiedliwości niebieskiej? To cóż? Znam go doskonale. Muszę pomówić z tym garbusem. Nic, to nie będzie jeszcze tej nocy. Tej nocy, musimy iść tą drogą, którą nam wskazał. Słuchaj dobrze i staraj się mnie zrozumieć: tej nocy, jeżeli garbus dotrzyma obietnicy — a jestem najpewniejszy, że jej dotrzymamy z naszej strony dotrzymamy znów obietnicy, którą on dał w naszem imieniu regentowi. A więc ma się zjawić tutaj na balu. ów staszny i największy mój wróg; ów, na którego samą myśl drżysz, jako słaba białogłowa.
— Lagarder! — szepnął drżący Pejrol.