Strona:PL Feval - Garbus.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczynka uśmiechnęła się.
— Stary poeta — wyszeptała, — który układa nasze pieśni, mówi często o łzach Aurory-Jutrzenki, które są jak perły na kielichach kwiatów.
Ale jestem pewna, że ty nigdy nie płakałaś, ja płaczę często.
Nie rozumiałam co mówiła o tym starym poecie. Tymczasem zawołał nas Henryk. Nagle Flora przyłożyła rękę do piersi i zawołała:
— Och, jaka jestem głodna!
Widziałam, że zbladła. Podtrzymałam ją. Henryk zeszedł z grzbietu muła na ziemię. Flora opowiedziała nam, że nie jadła od wczoraj rano. Henryk dał jej kawałek chleba, jaki miał przy sobie i trochę wina. Jadła chciwie, gdy skończyła, spojrzała Henrykowi prosto w twarz potem popatrzyła na mnie.
— Wy nie jesteście do siebie podobni — wyszeptała. — Dlaczego mnie nikt nie kocha?
Dotknęła ustami ręki Henryka i dodała;
— Dziękuję, panie rycerzu, jesteś równie dobry, jak piękny. O proszę nie zostawiajcie mnie na noc na drodze!
Henryk zawahał się. Cyganie są niebezpieczni i przebiegli złoczyńcy.
Opuszczenie dziecka mogło być zasadzką. Ale ja tak się za nią wstawiałam, tak prosiłam, że wkońcu zgodził się zabrać Cygankę.
Jechaliśmy dalej szczęśliwie, tylko biedny muł miał o jeden ciężar więcej.
W drodze opowiadała nam Flora swoją hiótoryę. Należała do bandy Cyganów jadących