Strona:PL Feval - Garbus.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ga, znaleźliśmy naszą śliczną Florę, moją kochaną giganitę, pierwszą i jedyną przyjaciółkę.
Dawno już rozstaliśmy się, a jednak jestem pewna, że i ona mnie pamięta. W dwa lub trzy dni po naszym przyjeździe do Paryża siedziałam w sali na dole i śpiewałam. Nagle z ulicy doleciał mnie jakiś okrzyk. Zdawało mi się, że rozpoznaję głos. Koło okna przejechała kareta, wielka podróżna kareta bez herbów z zapuszczonemi storami. Omyliłam się bezwątpienia, ale od tego czasu stoję przed oknem w nadziei, że ujrzę jej wdzięczną postać, lekką zaledwie dotykającą ziemi nóżkę i jej czarne oczy błyszczące poza koronkowym woalem.
Koronki! Dlaczego Flora miałaby być w Paryżu?
Droga prowadziła nad przepaścią, na samym jej krańcu spało jakieś dziecko. Zobaczyłam je pierwsza i prosiłam Henryka, żebyśmy się zatrzymali. Zeskoczyłam na ziemię i uklękłam przy dziecku. Była to mała Cyganka w moim wieku i taka ładna. Nigdy nie widziałam nie tak ślicznego, jak Flora: ona jest uosobieniem wdzięku, urokiem, ujmującym wesołością.
Nie wiem dlaczego miałam dziwną ochotę ucałować ją. Pocałunek mój obudził dziewczynkę, która z uśmiechem mi go oddała, ale przelękła się na widok Henryka.
— Nie bój się — rzekłam — to mój przyjaciel, mój ojciec ukochany, który cię pokocha, bo ja cię już kocham. Jak się nazywasz?
— Flora. A ty?
— Aurora.