Strona:PL Feval - Garbus.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ty, dziecko, nie jesteś winną, ani jego wspólniczką — rzekła; — widzę to. Nie mam żalu do ciebie. I ja także cię kocham.
Pejrol wyprowadził donę Kruz. Po chwili sala opustoszała. Gonzaga po odprowadzeniu królewskich dostojników, wrócił do sali w chwili, gdy księżna ze swą żeńską służbą już odchodziła.
Zbliżył się do żony i z gestem wyszukanej galanteryi, która go nigdy nie opuszczała, schylił się do jej ręki.
— Pani — rzekł niedbałym tonem, — a więc miedzy nami wojna na śmierć i życie?
— Ja nie atakuję, książę — odrzekła Aurora — ja się bronię.
— Gdy jesteśmy sam na sam — odparł Gonzaga, starając się ukryć pod zimną uprzejmością trawiącą go wściekłość — nie sprzeczajmy się, oszczędzimy sobie tego, niepotrzebnego trudu. A więc masz, pani, tajemniczych obrońców?
— Jest ze mną łaska Boga, tego Opiekuna ma tek.
Gonzaga uśmiechnął się ironicznie.
— Magdaleno — rzekła księżna do służebnej — każ przygotować moją karetę.
— Czyż jest dziś wieczorem nabożeństwo w kościele Saint-Magloir? — zapytał zdziwiony Gonzaga.
— Nie wiem — odparła ze spokojem księżna.
— Nie jadę do kościoła. Felicyo, — zwróciła się do drugiej panny służącej — wydostaniesz moje szkatuły z klejnotami.
— Pani! zawołał drwiąco książę. — Czyżby dwór, który tak długo był pozbawiony twej o-