Strona:PL Feval - Garbus.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ją zabił? — zapytał się w duchu z pobladłym czołem, ze spuszczonemi oczami.
— Dumna istoto! — myślał głośno mimowoli. — Piękniejsza od najpiękniejszych, słodka jak anioł, dzielna jak rycerz! Jedyna kobieta jakąbym kochał, gdybym mógł kochać kobietę!
Uniósł głowę; na usta powrócił mu scepczny uśmiech.
— Każdy dla siebie! — rzekł. — Czy moja to wina, że aby się wznieść ponad poziom, trzeba postawić nogę na stopniach, zbudowanych z ludzkich głów i serc?
Wszedłszy do pokoju spojrzał na portyerę buduaru za którą znikła dona Kruz.
— A ta się modli, — pomyślał. — Mam niemal ochotę uwierzyć teraz w te brednie które się nazywają “głosem krwi.” Była wzruszoną ale nie zanadto nie jak prawdziwą córką, której mówią: Zobaczysz matkę. Ba, Cyganka! Myśli o dyamentach, o zabawach. Nie można oswoić wilka!
Przyłożył ucho do drzwi buduaru.
— Ależ ona się modli rzeczywiście! — zawołał. — To dziwne, te wszystkie dzieci nieznanego losu mają na dnie swych awanturniczych umysłów jedną myśl, a umiera z ostatniem westchnieniem, myślą że ich matka jest księżną. I wszyscy, z koszami na plecach, marzą o ojcu — królu! Moja Cyganka jest urocza — myślał dalej — prawdziwy klejnot! Jak ona mi będzie służyć naiwnie i bezwiednie! Gdyby jaka poczciwa wieśniaczka, jej prawdziwa matka, wyciągnęła teraz do niej ręce, do licha, mała