Strona:PL Feval - Garbus.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chaverny zbliżył się z prawdziwym niepokojem.
— To nic — rzekł książę — zmęczenie.... Nie spałem w nocy, a musiałem asystować przy rannem wstawaniu króla.
— I po co, u dyaba, tak się zabijasz, kuzynie? — zawołał Chaverny. — Co może dla ciebie król? Powiem nawet, co może dla ciebie Bóg?
Co do Boga, to niczego nie można było wyrzucać Gonzadze. Jeżeli wstawał zbyt wcześnie, to napewno nie po to, aby odmawiać modlitwy.
Uścisnął rękę Chaverny’emu! Dobrą cenę zapłaciłby za pytanie markiza.
— Niewdzięcznik — wyszeptał — czyż i dla siebie tam chodzę?
Przyjaciele Gonzagi mieli ochotę klęknąć z uwielbienia. Chaverny zamilkł.
— A, panowie! — mówił dalej książę. — Jakiem cudownem dzieckiem jest nasz młody król! Wie wasze imiona i zawsze pyta mię o moich przyjaciół.
— Naprawdę — zawołano chórem.
— Gdy regent, którego zastałem przy łóżku królewskim, odsunął firanki mały Ludwik uniósł swe piękne powieki, ciężkie jeszcze od snu i zdawało się nam, że to wstaje jutrzenka.
— Jutrzenka o różanych palcach — wtrącił niepoprawny Chaverny.
— Nasz młody król — ciągnął dalej Gonzaga — podał rękę regentowi, potem, spostrzegając mnie, rzekł: “A dzień dobry, książę. Spotkałem cię wczoraj wieczorem na Coursa-la-Reine w otoczeniu twego dworu. Musisz mi oddać pa-