Że już zakątka nigdzie nie znajść prawie,
Kędyby o nim ludzie nie wiedzieli!
Bo czyż mu krzywda, jeżeli
Równie na dworach jak w prostaczym gminie
Sprawą Miłości on słynie
Przez tę, co moją była uczennicą,
I którą Nieba słusznie dziś się szczycą?
I wreszcie dłużnym nie chcąc mu pozostać.
Precz go od tylu lichych spraw odwiodłem.
Że z żadnem dążeniem podłem
Już on nie zdoła więcej wejść w przymierze —
Gdyż żyć począwszy pod zaszczytnem godłem,
Silić się musiał tej koniecznie sprostać,
Której uroki i postać
W swe serce wziąwszy, Miłość w serce bierze —
A tak. w nadziei zyskał co i w wierze,
Wszystko to od nas dwojga mu przypadło —
I nigdy senne widziadło
Marnych urojeń trwogą tak nie straszy,
Jak człek ten, co z łaski naszej
W Łasce u Boga będąc i u ludzi,
Swą krzywdą siebie sam i drugich łudzi!
W końcu, żem własne dał mu wzniosłe loty
W Niebios dziedziny — za cóż on złorzeczy?
Że ponad niskość wszechrzeczy
Zbiegłszy, o własnej doli swej stanowi —
Że w proch wdeptawszy lichy byt swój człeczy,
Zasługi drogą mógł, i drogą cnoty
Poprzez światłości szlak złoty,
Ku Przedwiecznemu wznieść się początkowi,
Jestże w tem krzywda? — Teraz, duch on wdowi
Mnie wraz potępia z tą niezapomnianą,
W której pamięci mu dano
Życia otuchę! Teraz on dokoła
Zawodzi głośno i woła:
— Dał mi ją — wziął ją! cóż ja teraz zrobię? —
A przecięż nie ja, lecz ją Bóg wziął sobie. —
Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/293
Wygląd
Ta strona została przepisana.