Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
239.

Ma kędyś krańce smutna niwa,
Na której, dolę swą człowieczą,
Ludzie co krok o cierń kaleczą.
I jest z niej wyjściem śmierć szczęśliwa,
Lecz — jeśli życie trudnem bywa —
Śmierć, również nie jest łatwą rzeczą.


240.

Chciałbym do tej dojść potęgi,
Bym mógł słyszeć serca słuchem,
Lub, też okiem od łez suchem,
Czytać w kartach czynów księgi:
Kto z nas wszystkich duchem tęgi?
A kto znowu lekki duchem?

— Co? Chcesz poznać lekkoducha?
Spójrz w zwierciadło, miły Panie —
On ci żywcem w oczach stanie. —
— Aj! Zwodnicza to otucha!
Coś tu skądś w tę gładkość chucha —
Więc mi na nic to patrzanie.

Już weź precz to szkliwo wraże,
Niech je pstrzą gdzieś w kącie muchy!
Bo, w swej złośliwości głuchej,