Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem, wścibiając swe trzy grosze,
Znów mi ostro wiedzieć dano:
Że się szturgnął ktoś w kolano
— Dogódźże tu komu proszę!

Macie słuszność do połowy.
Gdyż, na drodze jak najgładszej,
Człek paść może, twardo siadłszy.
Tylkoż — o! baranie głowy!
Mąż prawdziwie postępowy
Czyliż po za siebie patrzy?


139.

Parasolkę mam, z powłoką
Koronkową żółto-zbladłą.
Raz, gdy rozpiąć ją wypadło,
Patrzę — w skówce jej, wysoko,
Tkwi nadziane czyjeś oko —
Któż tam wpiął to czupiradło?

Więc też o nią słusznie trwożna,
Gdy mię jeszcze mniej powabnie
Klnąc djabłami ktoś zagabnie,
Rzekłam: — proszę prędko z rożna,
Zdjąć to oko. Jakże można
Mijać ludzi tak niezgrabnie?