Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z impetem rzuci włócznię ku wielkiej uciesze
Zastępów Kadmosowych. Ale grot się skrzesze
I złamie. Pozbawiony włóczni, znów się pocznie
W tył cofać, aby bryłą marmuru niezwłocznie
Zdruzgotać dziryt wroga. Walka się zrównała.
Gdy dzid zabrakło rękom ich obu. Zuchwała
Poczęła się rozprawa na miecze: pawęże
Dzwoniły i szczękały, kiedy dwaj ci męże,
Zażarcie się pasując, jedną uderzali
O drugą — bój to trzasku przepełen! Wtem, dalej,
Eteokl użył sztuki tessalskiej, w tym kraju
Dostatnio rozkrzewionej, będącej w zwyczaju
Powszechnym: z zbyt nużącym zerwawszy zawodem.
Wstecz lewą cofnął nogę i słabiznę przodem
Podbrzuszną osłoniwszy, wypad prawą nogą
Uczynił i przez pępek miecz wraziwszy, srogą,
Śmiertelną zadał ranę bratu: do pacierzy
Nawylot brzuch mu przebił. I Polyneik, w swieżej
Krwi swojej brocząc cały, skurczył brzuch i boki
I w piasek padł wilgotny od jego posoki.
Ów, mieniąc się zwycięzcą, rzucił miecz i z zbroi
Obdzierać począł brata, w przewrotności swojej
Jedynie o tem myśląc, nie o nim, i to go
O zgubę przyprawiło. Polyneik, tak srogo
Sprawiony, ledwie dysząc, pomimo upadku
Miecz jeszcze dzierżąc w ręku zebrał na ostatku
Swe siły i żelazo wbił w wątrobę brata
Dziś, obaj zwyciężeni, zeszedłszy ze świata,
Tuż obok siebie leżą. Spór nierozstrzygnięty.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Nieszczęścia następują-ć, Ojdipie, na pięty!
Bóg, zda się, twoje klątwy wypełnia. O biada!