Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potęgę Argejczyków, co z tarczmi lśniącemi
Od strony Teumesu[1] waląc się na ziemi
Kadmowej gród stołeczny, dobiegali krańców
Obronnych naszych rowów. Od murów i szańców
Odpowiedź szła w te tropy — na pieśni i surmy
Wrogowe — dźwięk się zlewał z dźwiękami. I z hurmy,
Najeżonemi lasem pawęży, do wrótni
Neickich jako pierwszy ruszył jak najbutniej
Parthenopaios, plemię Łowczyni, domowe
Mający godło w tarczy: Atalanta w głowę
Etolijskiego dzika swym pociskiem mierzy,
By ubić go na miejscu. Potem, widzian z wieży
Amfiaraos runie ku proickiej bramie,
Ofiarne wioząc bydło. Wróżbiarz. Żadne znamię
Nie zdobi jego szczytu, całkiem jest bez godła.
Ku bramie Ogygijskiej chuć bitewna wiodła
Księcia Hippomedona. Stróż jest wyrażony
W środkowym polu tarczy, ten, co na wsze strony
Mógł widzieć, ócz albowiem posiadał tysiące:
Z nich jedne otwierały gwiaździce wschodzące,
Zaś drugie znowu gasły razem z gwiazd zachodem.
Co widzieć można było, gdy on legł pod grodem.
Na Homolojską bramę z bitewnym orszakiem
Królewski Tydej natarł: Szczyt ozdobion znakiem
Lwiej skóry z najeżoną grzywą. Przy niej godnie
Tytan Prometej stoi, trzymając pochodnię,
Że niby miasto spali. Krenajskie wierzeje
Twój syn Polyneik obiegł. A co się nie dzieje
Na jego tej pawęży! Rozhukane trwogą.

  1. Góra, odległa od Teb o mil kilka.