Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Scotty był niezmordowany. Całemi dniami szedł i szedł, a w nocy wchodził w znalezioną dziurę jak dzikie zwierzę, z tą różnicą, że jako człowiek cywilizowany palił fajkę. Czasami zdarzało się, że widział owce podążające ku południowi, aż wreszcie zapędził się za niemi na południowy kraniec wzgórz nad rzeką Yak, prosto przy północnym brzegu jeziora Białorybiego.
Dalej na południe leżała łąka Półksiężycowa, nierówna ze strony wschodniej, od północy zaś groził niestrudzony wróg, Scotty. Owce znalazły się w położeniu rozpaczliwem.
Dzielny Rogacz probował zejść na niższe wzgórza wschodniego stoku; wtem usłyszał wystrzał i coś kłującego trafiło go w róg, a jednocześnie wyrwało trochę włosów z ramienia.
Oszołomiło to Rogacza, wydał więc dźwięk, który przetłomaczony na język ludzki, oznaczałby:
— Ratuj się, kto może!
Stado rozproszyło się na wszystkie strony, niektóre owce uciekały nawet na otwartej przestrzeni. Ale Scotty na owce nie zwracał uwagi, jego myśl skupiała się jedynie około Rogacza. Co obchodziły go inne? Więc gdy Rogacz zwrócił się we wschodnim kierunku, Scotty sapiąc i przeklinając, poszedł jego śladami.
Rzeka płaskobrzeżna znajdowała się niedaleko. Baran skrzyżował lód i cały dzień kręcił się w tej okolicy, o ile możności na nierównym gruncie posuwając się z wiatrem w stronę północno-wschodnią.