Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śniegu, wyprzedzając daleko psy. Leciał w dół doliny Bentona z szumiącym ruczajem, po zboczach pagórków, aż przebiegł koło jakiejś fermy, skąd w chwilę potem wyskoczył wielki pies i przyłączył się do gromady. Wysoki, szczupły młodzieniec przywoływał go przyjaznem wezwaniem, ale ten nie słuchał. Abner Juckes, gdyż on to był właśnie, poszedł więc za nim.
Jakąż szansę mógł mieć teraz Srebrny lis?
Jednę, jedyną tylko, t. j. nadejście nocy. Gdybyż ona przyniosła mróz. Ale wieczorem wiał ciepły wiatr. Pod wpływem tego wiatru topniał lód i rzeka płynęła wartko, unosząc kawały kry, która pokrywała koryto od brzegu do brzegu, podnosząc się, wzdymając i trąc o siebie z głośnym szelestem. Słońce zachodziło, rzucając swe promienie na lodowate bryły. Był to widok wspaniały, przypominający koniec wielkiego, szlachetnego życia. Ale żaden pies ani myśliwy nie przystanęli, by się temu przyjrzeć.
Psy leciały ciężko dysząc i sapiąc, z jęzorami wywieszonemi, z oczami zaczerwienionemi. Daleko od nich na czele leciał nowy pies, nieproszony, zapalony naganiacz, a przed nim, nieco dalej Srebrny lis, Piękna jego szata była powalana błotem, wspaniała kiść ogona mokra i zaszargana mułem, a nogi jego chore, poobijane, zostawiały krwawe ślady. Był wyczerpany i zmęczony jak nigdy dotychczas. Mógł on po ścieżce przybrzeżnej dotrzeć wreszcie do swej nory, ale szlachetny instynkt mówił mu „nie idź.” Te-