Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był czas że on pożądał takiej gonitwy, ale teraz jakaż ta była nieuczciwa!
Zmęczony, głodny, z obolałemi od wielogodzinnej gonitwy nogami, z dokuczającą kłującą raną — o jakże potrzebował odpoczynku!
Ale teraz w końcu było to prawdziwe polowanie, tu nie było broni, to miała być tylko gonitwa, nie morderstwo.
Domino nie znał dobrze tych pagórków; leżały one daleko od jego zwykłego okręgu. Jego pagórki znajdowały się na odległości kilku kilometrów, a tam znowu stał na każdym punkcie obserwacyjnym myśliwy, cieszący się z przybycia nowej sfory naganiaczy.
Był to najnędzniejszy bieg, jaki kiedykolwiek odbywał, ale zarazem najcięższa próba na jaką wystawiona była jego siła i szybkość.
Gonitwa odbywała się wciąż wokoło pagórków. Domino biegł stąpając pewnie i bezustanku. Ale palące słońce zamieniło wszystek śnieg w lesie w grzązkie błoto, każdy rów był teraz pełen lodowato zimnej wody, każdy potok był rwący i mroźny. W warstwach lodu potworzyły się kałuże, i wielki puszysty ogon Srebrnego lisa, ten wysoko wzniesiony sztandar mocy, który każdego innego dnia powiewał z siłą w górze, dzisiaj powalany błotem ledwie się wznosił, a z niego kapała kroplam i woda.
Wyczerpany i przemoczony, prześladowany lis tęsknił jedynie do nocy, do miłej, przyjemnej nocy. Czy wiedział dlaczego? Czyżby miał jasne pojęcie o tem, że noc oznacza mróz, a mróz