Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

yardów i lis przystanął, poczem zaczął kłusować daleko od miejsca, gdzie były ślady jego żony.
Zawahał się... dlaczego? Przecież stanął na widoku! Czyżby życzył sobie, żeby go spostrzeżono, czy też sam chciał widzieć swych prześladowców — nie wiadomo, ale skutek był ten sam. Z odległości stupięćdziesięciu yardów zobaczyli się wzajemnie. Zgraja wydała głośną wrzawę na jego widok i opuściwszy tor pędziła na lisa, a ten żwawo umknął.
Ale na miejscu tem pozostał zapach jego i psy poczuły, że mają przed sobą ślady potężnego lisa, nie zaś wątłej lisicy. Teraz doznali instynktownie poczucia, że zaczyna się prawidłowa gonitwa.
Domino biegł powolnie, gdyż chciał się upewnić czy jest goniony, pokazywał się więc co chwila i teraz, gdy gonitwa była napewno za za nim, skierował się daleko od drogi, którędy biegła lisica. Skrzyżował otwartą przestrzeń. Myśliwi mieli zapewne lunety, musiała więc zapanować dzika radość wśród nich, gdy rozeszła się wiadomość, że zwierzę które obserwują jest Srebrnym lisem. Chłopcy znali dobrze okolicę i ustawieni w rozmaitych punktach mogli działać swobodnie.
Ale jest coś, co kocha dzikie stworzenia, coś co w braku lepszej nazwy można nazwać „aniołem stróżem“ i tym razem była nim cisza w powietrzu, przy której słychać było najodleglejszy głos, ona to była jego ratunkiem.