Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A Ona wzrosła nagle w olbrzymów olbrzyma,
Rzuciła, na mnie biały płaszcz ... migła skrzydłami,
I poleciała zemną tam – gdzie się czas wstrzyma!...



WARYACYA NA JEDEN TEMAT G. SAND.
(Z VALVÈDRE.)

. . . . . . . . . w nędznym Alpejskim szałasie
Nocował raz młodzieniec – wierszopis turysta,
Dusza jego młodzieńcza jeszcze była czysta,
Choć już skrzydła jej więdły w przestrzeni i czasie...
W szałasie nędzy , w który biły wichry, słoty,
Płonął ogień; młodzieniec w płaszcz swój otulony
W kącie, na dziwny obraz patrzył przerażony,
Lecz milczał – by to wszystko w piękny rym oprawić –
I w obrazach natury Alpów — tej zgryzoty
Natury ludzkiej obraz w natchnieniu stworzony,
Współczesnym arcydzieło swej sztuki zostawić...
Dziecię w pośród rodziców w kąwulsyach konało,
Już się w ostatnich bolów podrzutach ciskało,
A Rodzice w rozpaczy, bez iskry nadzieji,
Chociaż mogli ratować dziecię, z przerażenia
Milczeli martwi, w nocnej pogwizdach zawieji –
Dali mu drgać na słomie w rzutach umęczenia...
Pobożny ojciec klapał w dreszczy co go trzęsła,
Modlitwy, choć niewierzył, w dziecka uzdrowienie
Matce – pierś w milczeniu, jako dół zaklęsła,
I martwa jak głaz, wpadłszy w nieme zamilknienie
Siedziała – straszna swoim rozpaczy spokojem,
I załamała ręce nad dzięcięciem swojem...
Wtedy młody myśliwy, na wielkie wrażenia
Zaszlochał niemo całą duszy swojej siłą,
Tem wszystkim – co poczciwe w nim tu jeszcze było ,
I pomyślał ze smutkiem dziecięco spłakanym:
Boże dzisiajbym wolał bez sławy, imienia,
Być najmniejszym wioskowym lekarzem nieznanym,
Niż największym z poetów w świecie uwielbianym!