Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale tej rany co się jątrzy w duszy
Ty nie zagoisz — co boli w skrytości!..

Już się zieleni tam starca mogiła
Nizka — pod wierzbą dziką, tak zielona,
Jak myśl nadziei co w życiu gwieździła
Przed duszą jego... co już uskrzydlona.
Odkąd pustelnik skonał — grajek młody
Na licach nie miał uśmiechu swobody —
Błękitne oczy w białe czoło wpadły
I lica tęsknie, śmiejąco, pobladły —
Po straci serce ostatnie na ziemi,
Co go miłością jaką taką grzało,
Co się cierpieniem nad nim kołysało,
Po nad sieroctwa boląc łzy przyszłemi!..
Odtąd na cichym i sielskim cmentarzu
Na jego dziecię legało mogile,
I jak na swoich pamiątek ołtarzu
Milczało długie długie — długie chwile —
Gwiazdy mu były boleści siostrami —
I kwiaty które sadził nad grobami —
Czasem w natchnień chwili z skrzypeczkami
Grać tam przybiegał — i lotne motyle
Siadały mu na ramionach, i ptaszki
Przylatywały słuchać jego grania,
Aż Salwatora dzwonek co podzwania
Rankiem je spłoszył dla nowej igraszki —
I raz znużony późnym już wieczorem
Na tej mogile usnął snem pokoju,
Ukołysany dzwonów rozhoworem
Z skałki do Tyńca łączących się w stroju…
I ujrzał we śnie w czarnych chmurach cienie
Gnane wichrami przez czyszca płomienie —
A nad nim starca umarłego postać
Ostania z smutną twarzą nadleciała
Nad nim się krotką chwilę zatrzymała,
Jakby z spojrzeniem nie chciała się rozstać,