Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       Myśli mej wichrem w te światy zagnany,
Dotknąłem stopą lądu tamtych brzegów
Gdzie błądzą cienie w pośród drzew szeregów
I płynąc śpiewa strumień zwierciadlany...
Jakąś przeklętą czy wybraną ciszą
Przeraża w koło to głuche milczenie,
Liście harmonią żalu się kołyszą,
Słychać cyprysów żałobne westchnienie,
Co się schylają w zwierciadeł strumienie...
Przestrzeni cicha! drzew odziana lasem
Nie jesteś smutna – lecz i nie wesoła?
Czas twój już nie jest godzin ziemi czasem
I ziemska dola nie chmurzy ci czoła –
Jakieś tajemne owiało cię tchnienie –
Lecz ja pojąłem waszą smętność – cienie!
To Elizejskie pola – wielkiej ciszy –
Samotny w życiu, usty sierocemi,
Z tamtego świata nikt już nieusłyszy
Jak was powitam – Elizejskie cienie!...
I stróny lutni zagram wam smętnemi –
Pieśń moja waszej ciszy niezamąci,
Wzrok wasz choć błyska ku waszemu światu,
Pieśń ma się o pierś waszych kolumn trąci,
Perłę dopłaczę do tych łzawnić kwiatu!

       Strumień przez puszcze drga artistem drgnieniem
A nad nim smutnie zawisł wawrzyn młody,
Drzewo namiętnem objąłem ramieniem,
Okiem w grające utonąłem wody –
I kwiat konwalii z mych łąk uniesiony
Rzuciłem w strumień – popłynął rzucony,
Z pod lauru'm tęsknem za nim szedł spojrzeniem!...
Na tych gałęziach lutnię zawiesiłem,
A srebrne fale po bławatów łożu
Dzwoniły głosem uroczym i miłym,
Ginąc gdzieś w jasnein bez końca przestworzu –
Te listki lauru pod kroplami rosy
Tak cicho – rzewnie – tak namiętnie drżały –