Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Litość ha! Litość – któż nad Polski królem
Śmie się litować?...
Parsknąłem mu w oczy –
On odszedł niemy – za nim lud się toczy,
Jak rojem pszczoła stęskniona za ulem!...
A jam gryzł wargi i w niemej wciekłości
Bluźniłem Bogu Piastów, memu Panu –
Że wziął, anioła mego – memu ranu
I sam mnie rzucił – opuścił w ciemności
Stałem się pyszny z mojego oręża
I zawołałem stąp ty! z twoich tronów
A z tobą w walkę pójdę!... ty milionów
Gwiazd... ty! ... którego grom burzę zwycięża!...
Zstąp! rozpacz moja silniejsza, wytęża
Ramię co piekieł spotężnia dziś siła
Lecz w duszy jakaś żmija się powiła
Bezsenny wiłem się straszniej od węża,
I dzika chwila do mnie się zbliżyła –
Dworzanie moi skorzy do potwarzy
Cisnęli fałszem w oczy – i przedemną
Bluźniąc, że biskup bezprawnie się waży
Dzierżyć Piotrowin wioskę, co tajemną
Sztuką na zmarłym dziedzicu pozyskał –
Wtedym się porwał i przeciw biskupa
Gniewem oburzon słów mych żmije ciskał –
Z jakąś szatańskąm to chwycił radością
I zdało mi sio jakoś milej ... niby …
Gdyby ktoś jeszcze prócz mnie, winny ... gdyby...
Ktoś prócz mnie jeszcze czarny był – tą złością!
Wtedym skamieniał – uporu stałością –
Biskup się świadczył ludem, Żębociną,
Lirnikiem moim, i wielą innemi
A w końcu Bogiem!...
Dwór szczekał za winą,
I glosy wciąż go oskarżał podłemi –
Wtedy z mogiły Biskup wskrzesił – trupa,
I żywy szkielet – przed tronem go sławił,
By o prawości poświadczył przy dworze,