Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Próżno się szarpią łonami puklerzy
Grzyw zielonością szamoczą złowrogo,
Jak lud którego na postępu drodze
Hamuje tyran przez ciemności wodze!...
Huczą! padają!... a dąb książę boru
Zaszumiał: ja urągam z wichrów chóru!
Bo jestem olbrzym w potędze bez końca!
Śmieję się z wichrów i promieni słońca!...
A z chmury błyskawica
Padła – świat dziko rozświeca
Jak gdyby nieb podwoje
Rozwarte zatrzaśnięto –
I świateł ogni zdroje
W piekła otchłań zepchnęło…
Rozplotła się po niebie, z iskry w oka mgnieniu
Wpośród czarnych chmur się wikła,
Poczołgała się po nieb ognistem sklepieniu
I znikła!
A za nią z chmur namiotu
Rozdartego ryknął grzmot,
Jak odgłos światów przewrotu
O kuźni piekielnej młot!...
A wichrów koło znów wstało
I piorunom powiedziało
O tyrana lasów dumie
Co urąga w swoim szumie!...
I ryknął piorun, że wstrzęsły się bory,
A żądło jego łono króla dębów
Rozdarło w drzazgi – ze do stóp od góry
Padł – jak ręką szatana rozdarty na szmaty,
A piorun skonał – i przepadł wśród zrębów
Tylko nad dębu losem zapłakały kwiaty
I grzmot po grzmocie, grom po gromie wali,
Jakby szatani niebo zdobywali;
Aż dudni ziemia – niebo krzyczy w głosy
Dzikie!... i chmury rozplotły swe kosy,
W ogniach i ryku trzęsą się niebiosy,